Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2008

Mantra na dni ostatnie

Nie dam się sprowokować. Nie dam się sprowokować. Nie dam sie sprowokować. Biegam, piszę, planuję, walczę i cały czas powtarzam w głowie moją nową mantrę. Dyrekcja odchodzi i od wtorku go NIE BĘDZIE. Tej myśli trzeba się trzymać uporczywie, nie reagować na jego zaczepki, nie dać się sprowokować, nic nie mówić, milczeć, milczeć jak głaz. Wiem, że stać go na to, żeby na zakończenie dać mi naganę z wpisem do akt, muszę się pilnować, milczeć, milczeć, milczeć jak głaz. Ciśnienie mam 1500. Że też takiego skurczysyna matka ziemia nosi. Ale ja jestem twarda. Wytrzymałam tak długo i tak wiele, że i te dwa dni jeszcze wytrzymam. Zniosę nawet publiczne pożegnania, wiem, że będę musiała podać mu rękę. Podam. Nie dam się sprowokować. Powiedział mi kiedyś: - Dopóki JA tu jestem dyrektorem, ty kierownikiem nie zostaniesz. No to żegnaj DUPKU! Witaj awansie! Dla 1 kwietnia 2008 roku warto było. Buchachachacha!!!

Czasami miewam ochotę

Żeby wsadzić kij w mrowisko. Myślałam, że dość radykalna w wydźwięku notka o wielkanocnym poniedziałku wywoła jakąś burzę. Sromotnaż to była ma porażka. Na szczęście po paru dniach odezwała się Babcia Małgosia, bo już mi się smutno zrobiło, że nie bywa, nie wierzyłam bowiem, że akurat jej ta tematyka nie ruszy. To, że z komentarzem wypłynęła Krynia – rozmumiem, znam bowiem jej pogląd na sprawy śmigusowe. Oraz na kilka innych. Niemniej sądziłam, że ktoś choć trochę się oburzy, inny wyjedzie na oburzonego i będzie hucpa. Figa. Jestem odrobinę zawiedziona waszym lenistwem lub konformizmem. Nie chcę nawet dopuszczać do siebie myśli, że prawie nikt się nie odezwał, bo najzwyczajniej macie w… eeeee… głębokim poważaniu moje wywody. Ukłułoby mnie to w samo serce, więc unikam tych kłujących myśli na rzecz życia we świecie ułudy, w którym jest mi dobrze, ciepło i bezpiecznie. Ale rzeczywiście – abstrahując od zabawowego podejścia do tamtej notki, takie mam poglądy. Mogę je naturalnie przedstawić

Oryginalne? Mam dość!

Ruszyła maszyna po szynach - bynajmnie nie ospale. Biegam, szaleję, załatwiam. Schody w górę, schody w dół. Za plecami ktoś majstruje mi przy pokojach. Znalazłam sobie inne, a co. I tak naprawdę to chciałabym, żeby już był pierwszy. Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba.

Będę obrazoburcza – najbardziej dla siebie samej

Otóż w sposób zaskakujący głównie dla mnie samej, z zadowoleniem przyjęłam pogodę świąteczną. Rodem z Bożego Narodzenia. Z przekornym uśmiechcem obserwowałam paskudne i ciaplate płatki śniegu, wirujące za oknem i jakoś nie przeklinałam pod nosem. Dlaczego, zapytacie? Pogoda ta bowiem stała się determinantem śmiguso – dyngusowych poczynań ludności. Owszem, przeczytałam dziś w prasie codziennej, że byli tacy, którym nie przeszkodziła. Niemniej ja sama, w trakcie międzymiejskiej podróży samochodem, nie dostrzegłam ani jednej wściekłej hordy z wiadrami. Udzielali się rodzinnie najwyraźniej. Nie lubię tego zwyczaju. Nic mnie nie przekona. Uważam oblewanie kogoś wiadrem lub butelką wody za barbarzyństwo, wcale mnie to nie śmieszy i jestem przekonana, że bawi wyłącznie twórców rozrywki. Do szału doprowadza mnie lęk przed wyściubieniem czubka nosa z domu albowiem dla hord nie ma żadnych świętości. Najchętniej nalałabym takiemu jednemu z drugim, ale kijem. Może zwyczaj zabawny i akceptowany po

Każdy ma taką Wielkanoc, na jaką zasłużył

Zanim Wielkanoc nadeszła, postrzelił mnie tak zwany postrzał, co skutecznie zniechęciło mnie do mycia okien. Smugi są źle widoczne, jak się ma głowę przekręconą o 90 stopni w prawo. Dzięki wizycie w aptece oraz nadludzkiemu wysiłkowi (ał, ał – plaster rozgrzewający), postrzał udało się odstrzelić do kogoś innego. Wczoraj rano wstałam z koszmarnym bólem w krzyżach… Normalnie czuję się jak zgrzybiała staruszka. No, co jest, do diaska? Rozsypuję się? Starzeję? Czy co? Oprócz tego Stadło nie ma zamiaru kisnąć w atmosferze światecznej przy stole i już o 10.30 było po kawie i cieście. Gdzie tradycje wielogodzinnego śniadania (czynność)? Skoro nikt się nie nażera o poranku, zmuszona byłam podjąć działania, mające na celu skierownie kury do piekarnika. Oprócz tego odnalazłam w lodówce zagubionego ogórka zielonego w całkiem dobrym stanie, który intensywnie pytał o drogę, więc będzie mizeria. Ja sama natomiast za chwilę zamierzam zażyć kąpieli rozgrzewającej (niestety pod prysznicem), a następni

Przed nami Wielka Noc

Obraz
Święto, które ma dla mnie wymiar szczególny. Życzę Wam wszystkim, aby w te święta dotknęło Was Wielkie i Prawdziwe. I Miłość Ponad Wszystko.

Parcie

Obraz
Zupełnie nie umiem tego wytłumaczyć, ponieważ nie odczuwam pożądania od dłuższego czasu. Właściwie to nie odczuwałam. Do chwili, póki nie spotkałam JEJ. Parę dni temu. W Media Markcie. Oszalałam na jej punkcie. Chcemy być razem do końca naszych dni. Przeszkodą jest Cena.

Z Ojcem świąteczne rozmowy

Jak zawsze – nieprawdopodobnie budujące. - Tatusiu, czy wy macie w planie jakieś świateczne wojaże? - A jest coś na rzeczy? - Chciałam cię zachęcić do przybycia. - Chyba nie mamy, bo mama zmieniła opony na letnie. - Pospieszyła się, kobiecina. A czy sąsiednie miasto zalicza się do wojaży? - Nie sądzę, w razie czego przybyć można taksówką. - Rozumiem, że decyzja została podjęta niniejszym? - Aaaa… nie! Zachęć mnie. - Mazurki. Dwa. - Muszę przyznać, że ty to umiesz zmotywować. Ale mało mi. - Alkohol też posiadamy. - Zadziwiające. A kawa? - Wedle upodobań. - Pomysł nie jest zły. Nie będę musiał ponosić kosztów i jeszcze po was zmywać. Przedyskutuję to z małżonką i może nawet rozbijemy jakiś obóz. - Halo! Miałam na myśli wizytę towarzyską, a nie najazd Hunów! - Hunowie też na poczatku przybywali z wizytą towarzyską, a dopiero potem grabili, gwałcili i palili. - Przerażasz mnie. Ja strawiam grabież i palenie, ale żeby zaraz gwałcić? Nie podejrzewałam cię. Czy ostrzec Prezesa? - E tam, ja ju

Czytam

Właściwie nie oznajmiłam niczego oryginalnego albowiem czytam stale: na siedząco, na stojąco, na leżąco, na głowie, pod kołdrą, w pociągu, w przeciągu i boso. Wczoraj kupiłam jeszcze ciepłą książkę o Aleksie Kurzemie: ”Nie trzeba mnie zabijać” P. Głuchowskiego i M. Kowalskiego i wsiąkłam. Książka jest do bólu tragiczna, ale ja nie o tym. Miasteczko, w którym urodził się Kurzem nazywało się Kojdanów (obecnie Dzierżyńsk) – Łotwa. Błoto i klepisko. A w tym Kojdanowie kościół katolicki, cerkiew, synagoga i zbór protestancki! I można, tak? Można? A ile tam mogło być ludności, do diaska? Myśl na dziś: Mam wielką ambicję, by umrzeć z wyczerpania, a nie z nudy. Thomas Carlyle

Rozdział o tym, że nigdy nie jest nudno

Uwaga! To będzie obgadywanie. Mam nadzieję, że osoba obgadywana nie obrazi się na śmierć. Krynia od dłuższego czasu źle się czuje. Jak mówię, że od dłuższego, to znaczy, że od dłuższego. Systematycznie stosowałyśmy wobec niej wraz z drugą-mamą różne sporty ekstremalne: - rzut pyskiem do celu; - nawigację ukierunkowaną na przychodnię; - manipulacje słowne; - wizualizowanie rękoczynów; - zwykłe, banalne groźby lub przekupstwa. W zeszłym tygodniu, bez namawiania się, dokonałyśmy na Kryni gwałtu zbiorowego i tego już nie szczymała. Wczoraj rano popłynęła w końcu na szerokie wody testów alergologicznych. O godz. 17.15 dzwoni telefon. Krynia. Rzadko dzwoni na komórkę, więc sam fakt był już lekko niepokojący. Odbieram. W telefonie spazm i zachłystywanie. Złapał mnie skurcz ogólnoustrojowy, ale starałam się nie wrzeszczeć. - Co się dzieje? - Chlip, chlip i smark! - Powiesz mi co sie dzieje? - Odebrałam, chlip, testy, smark. - I? - Jestem uczulona na Zuzię*. Bardzo. 15 smarków. Pozostale wyniki

Rozdział o tym, że takie rzeczy zdarzają się tylko mnie

12 lat temu. Ustka. Środek lata. Wczasy w wersji damskiej, trójpokoleniowej. Babcia, matka i córka – lat niespełna 2. Upał, mały pokój na piętrze, prawie nie można prześlizgnąć się pomiędzy łóżkami. Pierwszy wieczór. Potomstwo spacyfikowane, siedzimy z Babcią przed pensjonatem, deliberując o rzeczy sednie. - Maaaamoooo… Maaaaaaammmmmoooooo!!! Oczywiście, że biegłam, no jakże inaczej. Klatka schodowa była nieoświetlona, schody w śliskich kaflach. Spierniczyłam się z tych schodów, to naturalne. Do rana noga była jak balon. Pojechałyśmy na pogotowie. W Ustce stacja nie wykonywała przeswietleń. Oprócz tego nic ich nie obchodziło, że nogę mam jak słoń, siną i nie mogę chodzić. Mam sobie radzić sama. Po prostu mnie wyprosili. Co za szczęście, że miałyśmy samochód. Mama przemieliła pod nosem coś niewiarygodnie nieprzyzwoitego i zaciągnęła nas obie do pojazdu, kierując go do Słupska, do szpitala. W szpitalu była prześwietlarnia, był jakiś szemrany specjalista, a młody sanitariusz woził mnie na

Skutki awansu

Obraz
Rozwijamy się, tak? No tak. To poszaleliśmy. Już rankiem, po śniadaniu, wyruszyliśmy w centra handlowe i od razu zafundowaliśmy sobie nowy mebel. Na konto przyszłych wypłat. Mebel odpowiada wszelkim standardom i rzuca na kolana urodą. Cena była rujnująca, ale co to dla nas – potentatów. Proszę zwrócić łaskawą uwagę na kolorystykę, jakość wykonania, przydatność, trwale umocowany znak firmowy. Oczu nie można oderwać. Każdy z lokatorów miał prawo wyrażenia opinii. Trzy głosy ABSOLUTNIE ZA. Niestety za tej radości natychmiast doszło do drobnej demolki. Obecnego miejsca pobytu myszy nie znamy.

Trzeba zachowywać się przyzwoicie

W związku z dobrym wychowaniem, które wpajano mi przez wiele bolesnych lat prośbą i groźbą aż do osiągnięcia celu, uroczyście odtrąbiono właśnie koniec trzymania kciuków. Dziękuję. Skuteczność jest niebywała. Dostałam awans. Trochę zaskakujący, nie powiem. Nie do końca udało się to, co chciałam osiągnąć, ale też założenia, na wszelki wypadek, były spore, co predystynowało je do kłopotliwości w realizacji. Tymczasem propozycja, którą otrzymałam dziś wieczorem była kompletnie niespodziewana i w dodatku nie miałam ani sekundy czasu na zastanowienie. Poza tym, który udało mi się wykraść poprzez kwiecistość wymowy, co dało mi możliwość przeanalizowania sytuacji. Dość instynktownego i pobieżnego, ale wszystkiego mieć nie można. Finalnie myślę sobie, że może to nie być wcale złe rozwiązanie. Zostaję w dyrekcji zakładu dla obłąkanych, czyli w najwyższej jednostce na dwa województwa. Tym razem jednak ze służbowym telefonem i laptopem oraz dodatkiem szkodliwym, związanym z koniecznością kontakto

Ogłoszenie wyników konkursu na miss lub mistera zakładu dla obłąkanych

Póki co, wiadomość nieoficjalna, ale wiem, że prawdziwa. Dzięki waszej dobrej woli i ścierpniętym kciukom, wygrał ten, kto wygrać miał. Miau, miau. Ale jeszcze nie puszczajcie, bo obecnie tzw. tura „oczko niżej” i widzę, że coś mi się lekko wymyka. A skoro wasza wola była tak wielka, że przepchnęliście gościa na tak wysoki stołek, to potrzymajcie jeszcze za mnie. Oczywiście nie muszę mówić, że to jest sprawa istotniejsza, prawda?

Dziś dzień reklamacji

Niskie ciśnienie najwyraźniej wzmaga w nas wszystkich wolę walki. Każde z nas od rana walczy reklamacyjnie. Ja – w sprawie monitora w Media Markcie, pani – w sprawie tralek w schodach, kierownik – w sprawie szafki pod telewizor. Póki co – wszyscy bez powodzenia. Ale walczymy. Pani tak się rozkręciła, że przypomniała sobie o niespłaconych 10 złotych na karcie kredytowej, za który to ciężki i przestępczy czyn bank naliczył jej odsetki oraz karę w wysokości przeszło 40 zł. No to sobie poszukałyśmy w Internecie informacji z tej działki i pani się zbroi. Dziś w zakładzie dla obłąkanych referendum. Opowiadamy się za (lub przeciw) przystapieniem do strajku z tytułu, że nam Zarządzający nie daje podwyżek, świnia jedna. Pytanie referendalne jest idiotyczne. Tak naprawdę nie pytają się nas o opinię, tylko o to czy będziem strajkować. Błąd. Dzięki temu społeczna opinia nie zostanie ujawniona, a dodatkowo nic z tego referendum nie wynika, bo nawet ci, co napiszą, że będa strajkować, wcale tego zro

Wyraźnie wiośnieje

Wnoszę po tym, że moja higieniczność nabiera rozpędu. Nadal mam potrzebę drobnych korekt dookoła koła. Dentysta przyjmie moją siódemkę dopiero 25 marca niestety, zatem trzeba działać na innych frontach, bo pleśnią zarastam. Wczoraj postanowiłam pocierpieć za miliony i udałam się do kosmetyczki, która zeszmaciła mnie jak ostatnią. Twarz dziś jakby nie moja, choć wygląda znacznie lepiej niż czuję, że powinna. W ogóle byłam zaskoczona, jak spojrzałam w lustro po blisko trzech godzinach spędzonych w pozycji horyzontalnej. Całkiem przyzwoicie było i można ludziom fizis pokazać. Za to uczucia – protiwpałożne. Miałam wyciśnięty mózg. W ogóle nie lubię tego pobywania u kosmetyczki, koszmarnie się nudzę, czytać się nie da w takiej sytuacji i mam uczucie koszmarnego marnotrawstwa. Najlepiej, jakby mnie ktos uśpił i obudził po. I to wcale nie dlatego, że boli. Tymczasem w sprawie sprawy nie dzieje się  nic. Właściwie to pewnie się dzieje, lecz nie jest to namacalne dla szaraczka (czyli dla mnie).

Rozdział, który np. Cotowi poświęcam

Miłuję, jak wiadomo, uczuciem stałym, niezmiennym i nienaruszalnym Kabaret Starszych Panów, a w szczególności Jeremiego Przyborę (zboczenie zawodowe, pewnie gdybym się kształciła w jakiejsi Akademii Muzycznej, to skłaniałabym się ku Jerzemu Wasowskiemu). Mam nawet pewną rewolucyjną teorię, że wraz z Nim umarł język polski. I, proszę bardzo, niechże się ktoś ze mną pospiera w tej kwestii. Nie mam swojego ulubionego tekstu. Ponieważ nie jestem absolutnie w stanie go wybrać, postanowiłam ustanawiać piosenkę tygodnia. Lub, jeśli zajdzie taka potrzeba, nawet dnia. W tym tygodniu, Proszę Szanownych Państwa, ”Szuja”: Szuja! Naomamiał, natruł i nabujał! Szuja! A wierzyłam przecież mu jak nikt! Szuja! Dziecku kazał mówić: „Proszę wuja”. Alleluja Wesołego! – zrobił mi i znikł. Szuja! Obrzydliwa larwa i szczeżuja. Szuja! Do najtępszych pierwotniaków rym. Szuja! Obojętny kamień i statuja! Fałsz i ruja ewidentnie powodują nim. Gdy życie zdarło z faceta już maskę – gdy mu fasada rozpada się z trzask

Rozdział, w którym autorka udowadnia, że higiena szkodzi

Sytuacja jest (jak wiadomo) napięta, wobec powyższego uznałam w niedzielny poranek, że należy bezzwłocznie zrobić coś dla siebie. Nie ma, jak higiena osobista. Przegoniłam rodzinę, wytaszczyłam miseczkę z wonną kąpielą do stóp, radośnie wykonałam tzw. piękne nóżki (wiosna, panie sierżancie!), nałożyłam odżywkę na włosy – tu ponownie zaistniała czapka mikołajkowa – oraz maseczkę na twarz. Czułam się rewelacyjnie. Taka zadbana i jakby nieco lżejsza. Zmywszy i wytarłszy, zaczęłam kombinować, co mogę zrobić jeszcze. Zapomniałam, że w domu się mówiło, że świnia się nie myje i też żyje!!! Idiotka. Postanowiłam bowiem sięgnąć, gdzie wzrok nie sięga, bo to, że ludzie nie widzą, nie znaczy wcale, że ja nie wiem. W szale przywlokłam nić dentystyczną, obejrzałam garnitur w lustrze i uznałam, że na siódemkach jakby mi kamień osiada. Uczciwie i z zapałem zabrałam się do czyszczenia przestrzeni międzyzębowych. Zadowolona ze swojej pilności byłam tak długo, dopóki zamaszystym ruchem nie wyjęłam sobie

Wędrówki ludów

Apogeum. Dyrekcja chodzi po korytarzu i opowiada wszystkim, że jeszcze nic nie wiadomo. My natomiast wiemy, że on nie ma szans. Stanął do rekrutacji na stanowisko w jednej z naszych jednostek. Oczywiście „na wszelki wypadek”. Jasne. Dziś zapadnie decyzja o przyszłości ponad 80. osób w tym budynku i wielu więcej na zewnątrz. A potem rozpoczną się wędrówki ludów, oszalałe szukanie miejsca dla siebie, bo uczciwe obsadzanie stołków w tym zakładzie dla obłąkanych to mit. Czasem odczuwam przejmującą przykrość, kiedy Potomstwo słucha o naszej pracy. Obalamy dogmaty (a jednak to możliwe!), niestety. Nie ma uczciwego podejścia. Nie ma oceny kwalifikacji, wiedzy, wykształcenia i zaangażowania. Tylko i wyłącznie układ. Na dłuższą metę to jest zwyczajnie męczące. Znalazłam niszę rynkową, w którą można by wkroczyć, działać i zrobić pieniądze. Niestety wkład jest niezbędny. Spory wkład, którego nie mamy. W dodatku tę działalność musiałoby pociągnąć (przynajmniej na początku) tylko jedno z nas, bo dr

Jak budującymi wieczorami wynagradzać sobie kiepskie dnie

Ponieważ jakiś cep przesunął ogłoszenie wyników na piątek, to wstrzymuję akcję dyszenia. Poprzestańmy na pozytywnych emocjach, dobrze? Tymczasem wczorajszy wieczór z Krynią jak zwykle porywający. Zła to kobieta, która nierównomiernie obdziela ludzkość swoimi łaskami. Może nie powinnam się na ten temat wypowiadać, bo ja akurat należę do tej szczęśliwszej połowy, gdyż mam liczne okazje, żeby jej słuchać barwnych wywodów. A wy nie! Więc przyjmijcie ode mnie gorące i z serca płynące wyrazy współczucia. Jednego tylko żałuję. Gdy zerknęłam na zegarek, dotarła do mnie druzgocąca informacja, że jest 21:20. A Krynia miała dla mnie w zanadrzu, jak to była uprzejma określić, łzawą historię miłosną. Niestety nie mogłam już jej wysłuchać. Po pierwsze z przyzwoitości (nie mieszka kobita sama!), a po drugie z powodu wychodzenia do pracy, niestety. Mam tylko nadzieję, że co się odwlecze, to nie uciecze. Donoszę uprzejmie, że Krynia zaplanowała dla mnie i dla drugiej-mamy prezent na swoje (sic!) okrągł

It’s the final countdown

No to, kochani – do trzymania kciuków: MARSZ!!! Rozpoczęło się końcowe odliczanie. To dziś. Mamy nadzieję, że koło 14.00 coś już będzie wiadomo. Moja kariera zawodowa właśnie się rozstrzyga. Kto żyw i w miarę dobrze mi życzy: chuchać i dmuchać, myśleć, energię pozytywną słać. Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć.

Czasem myślę, że jestem złym człowiekiem

Ostatnio dopada mnie wiele negatywnych emocji. Okazało się, że głównie dotyczą one miłej pani, która siedzi ze mną w pokoju. Staram się zachowywać spokojnie i nie dopuszczać do siebie pewnych sytuacji. Niestety wczoraj mi się nie udało. Naturalnie jestem już na tyle wyrobiona, żeby nie eksplodować w pracy, ale emocje wybuchły, jak tylko przekroczyłam próg zakładu dla obłąkanych i zamknęłam za sobą drzwi samochodu. Byłam u siebie i mogłam. Zadzwoniłam do koleżanki i wykrzyczałam jej w ucho, że dłużej nie wytrzymam, że odchodzę, że szukam sobie pracy na zewnątrz, bo nie mogę dłużej siedzieć w tej kupie gnoju. Jest cierpliwa. Wysłuchała. I nie obraziła się. Kiedy mi przeszło, podjęłam życiową decyzję. O mojej przyszłości. Doszłam mianowicie do wniosku, że samo lubiene wykonywanej pracy nie wystarcza. Albo się wyrekrutuję jakoś sensownie przy obecnych zmianach, albo odchodzę. W ogóle. Na zewnątrz. Dziś powiedziałam mojemu kierownikowi, że zwalniam miejsce w dziale. Że specjalnie odczekałam

Powody do dumy

Obraz
29 lutego Anno Domini 2008 odbyło się coroczne zebranie Stowarzyszenia. Hurtem. Za dwa lata. Pomińmy szczegóły. Nieskromnie zamieszczam poniżej gwóźdź programu i jednocześnie ogłaszam konkurs na wybór nalepszego miejsca na ścianie. O: Informuje się, że wąty co do daty należy wygłaszać gdzieś indziej :o)

Jadamy

Aby była sprawiedliwość*, gotujemy z Prezesem naprzemiennie. Tydzień on, tydzień ja. Okres prezesowski charakteryzuje się sporą ilością białka zwierzęcego, co znoszę z godnością i w milczeniu, wprost przeciwnie do Potomstwa**. Postanowiłam być wspaniałomyślna i przejęłam niedzielny obiad w tym tygodniu (mimo że nie mój). Osoby : Prezes prezesowa Potomstwo (milcząco potakujące) Czas akcji : 11.30 Miejsce akcji : kuchnia Prezes : To co dziś na obiad? prezesowa : Frittata z czereśniowymi pomidorami i papryką. Potomstwo : … (oblizuje się z aprobatą) Prezes : Mój Boże… Brzmi bardzo wegetariańsko***… * bo sprawiedliwość musi być ** najczęściej używane komentarze: ścierwo, trup, zwłoki, martwe zwierzęta, coś tu zdechło *** nieprawda, bo jajka